czwartek, 9 grudnia 2010

Lotus

http://www.renaultf1.com/local/cache-gd2/6dae9f51d609bfa5766b02a3d85b3fbb.jpg

Wierzcie lub nie, ale po wczorajszej euforii, dziś nadszedł czas na refleksje. Na echa tego, co przyniósł wczorajszy dzień.

Bo sprawa jest kontrowersyjna. Wpadliśmy w pułapkę. Na starcie wart wyjaśnić. TYLKO Proton ma prawa do używania nazwy Lotus. A tłumaczenia że Team Lotus to jednak nie Lotus to jak mówienie że sok z jabłem nie jest z jabłek, ale z soku jabłkowego. Niedorzeczne.

Dopóki Proton siedział cicho, wszystko było cacy. Ale że łaska pańska na pstrym koniu jeździ, łatwo było się domyślić że cicho nie przejdzie się wobec powrotu do rywalizacji takiej legendy. Więc zrobiła się afera, która ciagnie się długo i która będzie miała smutne zakończenie. Liczenie an to, że Proton odpuści jest niedorzeczne, a ludzie z Team Lotus zrobią wszystko żeby tylko dać popalić swoim malezyjskim pobratymcom. Ta walka jest bez sensu.

Zespół z Norfolk ( tu może użyje za mocnych słów ) jest szopką sezonową zbudowaną na fundamencie z piasku. Radzą sobie dobrze, to fakt. Ale jak uzyskali prawa do tej nazwy? Przy kawce? Może w McDonaldzie? Cała sytuacja wygląda jak kręcenie się vice szefa, koło najważniejszego stołka w firmie. Czekanie na pass. Fernandes już dawno powinien dać sobie spokój. Z przekonaniem powiem że ten cały Team Lotus jest podróbką dziedzictwa Colina Chapmana. Bardziej oplacalne było by nazwać go AirAsia F1 Team, Malaysia F1 Team... Rozwiązań jest mnóstwo.

Zamiast się cieszyć, będzie kłótnia. Nie daruję sobie jednak powiedzieć, ze zyskuje na niej prawdziwy Lotus. Jest bardziej wiarygodny i ma to na papierach. Jest firmą z tradycjami. To ze ktoś przywłaszcza sobie nazwę powinno być skarcone, na co liczę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz