środa, 1 grudnia 2010

Ferrari i sezon 2010

http://www.formula1.com/wi/597x478/sutton/2010/d10abu3375.jpg

Po wczorajszym podsumowaniu gwiazd kierowniczych Ferrari, należy wspomnieć o całym zespole, który zasługuje na nagrodę specjalną sezonu 2010. A więc zaczynamy.

Sezon wzlotów i upadków. Sezon wytężonej i ciężkiej pracy. Sezon który mógł zakończyć się tak pięknie, okazał się sezonem przegranym. Czy tak miał wyglądać powrót Scuderii Ferrari do wielkiego ścigania?

Kwestią podstawową był nie samochód ale osoba Fernando Alonso. Hiszpan zasilił skład stajni z Maranello oferując za duże pieniądze ( które szczerze się mu należą ) swoją szybkość, opanowanie, niezwykłą precyzję i dar stawiania sobie naprawdę wysokich celów. Po GP Bahrajnu cel był jeden. Wygrać Mistrzostwa. Kolejne wyścigi szybko zdefiniowały układ stawki. Podczas gdy Ferrari starało się jak mogło, Red Bull dreptał po kolejne sukcesy w kwalifikacjach. Wyścigi układały się nieco gorzej, ale wtedy prym wiodły McLareny. Dopiero GP Niemiec odwróciło stawkę. Kontrowersyjna decyzja o zastosowaniu Team Ordes okazała się dopingiem i wodą na młyn dla Maranello. Pogoń wystartowała wyścig za późno. Szkoda GP Belgii, później wszystko szło bezbłędnie aż do feralnego GP Abu Zabi.

Czy Felipe zasługuje na miejsce w Ferrari? Głupie pytanie. Jasne że tak. Jest idealnym kierowcą na to miejsce. Biorąc pod uwagę latynoską mentalność Alonso i Massy ich kroki powinny być jasne, a zachowanie przejrzyste. Czy ktoś zarzuci, że tak nie było? Było tak a nawet lepiej. Brazylijczyk popełniał mało błędów i mocno wspierał zespół w dążeniu do mistrzostwa. W takim zespole jak Ferrari - sprawdza się idealnie, a biorąc pod uwagę zapowiedzi że 2011 może być jeszcze lepszy, nie widzę powodów dla których miałby zmieniać naklejki na kasku. Należą się mu podziękowania za postawę podczas tego sezonu - powrotu do ścigania, po strasznym wypadku z Węgier. Felipe Oby tak dalej.

Teraz słów kilka o maszynie jaką było F10. Żeby była jasność. Ten bolid był najlepszym w pełni zgodnym z regulaminem samochodem roku 2010. Bez dmuchanego dyfuzora i kanału F w pełni dorównywał szybkością RB6 i MP4/25. Z biegiem sezonu przełamał impas i dyktaturę Red Bullów i zawiódł zespól do wspaniałych chwil jak te na Monzy czy w Singapurze. Jeżeli miałbym oceniać go w skali 0/10, to dostałby 9/10. Tak polubiłem jego delikatną linię i piekny dźwięk silnika, że punk zostaje obcięty tylko za brak "wykraczających w mniejszym stopniu poza regulamin" usprawnień. Ładnie, ładnie. Postarali się inżynierowie...

Oceniając zespół należy zwrócić uwagę na doskonałe zgranie się z indywidualnością jaką jest Fernando Alonso. Praca między inżynierami a kierowcami była poezją, dialogi Andrea Stella - Fernando Alonso i Rob Smedley były nieraz pełnymi uroku docinkami, których trudno było szukać w McLarenie czy Red Bull Racing. Rodzinna atmosfera, odnowiony team. To jest coś, co nazywa się inwestycją w przyszłość. Kłótni w Ferrari szybko nie ujrzymy.

Czego chcieć więcej? Jak zawsze są trzy rzeczy: lepszego bolidu, lepszej strategii i lepszych mechaników. Kolejny sezon może należeć do Ferrari, jeżeli tylko Scuderia wykorzysta swoją sytuację. Wbrew pozorom 2010 też nie był zły. Wszystko toczy się w najlepszym kierunku. Oby trwało to tak długo, jak świat będzie istniał...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz